01 października 2025

folk horror: teoria

na dobry początek października notka Dawn Keetley, w której analizuje ona film Longlegs jako folk horror według następujących wyróżników:

1. obecność sfabrykowanego folkloru;

2. fakt, że film jest osnuty wokół rytuału, który pozbawia wszystkich bohaterów sprawczości; jak pisze Barry Stephenson*, "oddanie sprawczości jest centralnym komponentem rytualnego stanu" – a także centralnym komponentem folk horroru

3. obecność w filmie nieczytelnego – symboli, znaków, szyfrów – które "poprzedza, wymyka się i przeciwstawia czytelnemu", co Matthew Cheeseman** uznaje za nieodzowny element folk horroru.

* – w książce Ritual: A Very Short Introduction

** – w artykule English Nationalism, Folklore, and Indigeneity, opublikowanym w The Routledge Companion to Folk Horror

a na drugą teoretyczną nóżkę Adam Scovell w książce Folk Horror: Hours Dreadful and Things Strange rozpisał folk horrorową sekwencję, która przejawia się w każdej folk horrorwej historii: 

1. krajobraz, który rodzi

2. odosobnienie, prowadzące do

3. wypaczenia moralności, owocującego

4. zdarzeniem lub przywołaniem

folk horror to gatunek, który szalenie mnie pociąga twórczo, więc będę to pewnie rozpisywać dalej w miarę kolejnych lektur i własnych przemyśleń.

29 września 2025

cool

Obiekty kulturowe takie jak Breaking Bad analizuje się nie po to, żeby zakwalifikować je jako dobre albo złe, żeby przewidzieć, jak się skończą, czy nawet odszyfrować co się "naprawdę" wydarzyło; analizuje się je po to, żeby zwrócić uwagę na naszą uwagę, przyjrzeć się temu, co ją przykuwa, w jaki sposób, i jak ktoś na niej zarabia. Jeśli krytyka popkulturalna do czegoś się przydaje, to właśnie do tego.

Malcolm Harris w tekście o Breaking Bad. ta obserwacja ma, jak sądzę, wiele zastosowań, ale myślę o niej szczególnie, kiedy rozmyślam o wykorzystywaniu science fiction przez dystopijne technofaszystowskie korporacje zgodnie z tweetem: "po długich wysiłkach udało nam się stworzyć Ognisko Cierpienia z kultowej powieści sci-fi Nie stwarzajcie Ogniska Cierpienia". bo trochę do tego się to sprowadza, no nie? roboty, AI, eksploracja kosmosu, niepohamowany rozwój technologii – science fiction ostrzega nas przed niebezpieczeństwami, tak, ale te wszystkie wynalazki są strasznie cool, no nie? szczególnie w twardym SF, które tak strasznie niektórzy fetyszyzują (tu serdeczne pozdrowienia w stronę PFFFFN), z dziesiątkami stron ekspozycji poświęconych działaniu rozmaitych maszynerii. kapitalizm wysysa kolory z rzeczywistości i rozwój technologicznych zabawek jest jedynym źródłem zaczarowania i niezwykłości, jedynym źródłem coolness, jakie jeszcze nam zostało.

najlepiej widać to po cyberpunku. Ishtar (która naprawdę istnieje i wcale nie chodzi do innej szkoły i na pewno niedługo sama się tu zamanifestuje) mówi, że geniusz i klątwa cyberpunka zarazem polegają na tym, że krytykował powierzchowność kapitalistycznego społeczeństwa, które pod błyszczącą powierzchnią skrywa brud i nędzę, po czym ludzie skupili się na błyszczącej powierzchni i tak cyberpunk stał się najlepszą demonstracją tego, co krytykował.

Elizabeth Sandifer (krytyczka, którą skądinąd ogromnie cenię i pewnie będzie się tutaj jeszcze nieraz pojawiać) w swoim eseju Retro Shock bardzo trzeźwo i rzeczowo przygląda się temu, co cyberpunk może nam dzisiaj jeszcze zaoferować – i wskazuje właśnie na cool nastawienie. "Cyberpunkowa dystopia, którą okazał się dwudziesty pierwszy wiek, może być nudna, ale my nie musimy tacy być. Głównym przesłaniem cyberpunka było to, że dystopie mogą być dobrą zabawą; zabawmy się więc". jest tutaj na pewno myśl na temat sięgania po inne, ciekawsze sposoby bycia ("queerowym cyberpunkiem, niebiałym cyberpunkiem, niepełnosprawnym cyberpunkiem i gromadą innych cyberpunków wykraczających poza to, co mógł sobie wyobrazić biały hetero koleś w latach 80."), którą będę pewnie chciała jeszcze na tych łamach rozwinąć. ale cool, hm... jestem podejrzliwa wobec bycia cool, tak jak jestem podejrzliwa wobec uśmiechu, bo cool ogranicza się do powierzchni, a może faszyści nie bez powodu tak się lubują w estetyce AI slopu.

w myśl cytatu, na który natknęłam się kiedyś, przewijając twittera (wydaje mi się, że był on przypisany Walterowi Benjaminowi, ale nie jestem w stanie potwierdzić teraz autentyczności): "naczelnym zadaniem jest dążenie do tworzenia sztuki niemożliwej do przejęcia przez faszyzm". bardzo mnie interesuje pytanie czy i jak da się to zrobić – jeśli nie uniemożliwić, to przynajmniej utrudnić. głupota faszystów uodparnia ich na satyrę i z radością przejmują oni na przykład kampowy eksces Żołnierzy kosmosu. czy zatem krindż może stać się bronią? a może konsekwentna odmowa fetyszyzowania gadżetów i postępu technologicznego, skupienie zamiast tego na ludziach i społeczeństwie, schodzenie w fikcji głębiej, patrzenie uważniej, pisanie spokojniej?

zamierzałam tutaj napisać, że może Urszula K. Le Guin może być wzorem pisania SF, po jaki powinnyśmy sięgnąć, a potem triumfalnie upuścić mikrofon – ale w międzyczasie okazało się, że istnieje już startup o nazwie Omelas, wykorzystujący AI do analizy danych na potrzeby agencji ds. bezpieczeństwa, więc nie wiem. sprawa jest chyba trochę bardziej skomplikowana. zostawiamy na tablicy to, co jest, i szukamy dalej

27 września 2025

bajka

Mistrzowie żyjący w Oblężonej Twierdzy wypracowali trzy metody eksplikacji starodawnych ksiąg zgromadzonych w ich bibliotece.

1. uczniowie tropią błędy popełnione przez kopistów i nieścisłości w przebiegu historii

2. czeladnicy wyłapują odniesienia do innych ksiąg i opowieści

3. mistrzowie, nauczeni latami kontemplacji, potrafią określić problematykę utworu, uchwycić to, o czym on opowiada

dobiegającym spoza Twierdzy pogłoskom o jeszcze innych aspektach egzegezy ksiąg (co opowieść mówi o tym, o czym mówi, w jaki sposób to robi) niewielu daje wiarę.

17 września 2025

antologia schulzowska, recepcja

Marta Malinowska zakończyła swoje czytanie Apokryfów i herezji, postanowiłam więc zrobić małe zestawienie powstałych dotąd tekstów na temat antologii.

na początek: impresja jednego z autorów, Tomasza Kozłowskiego, w zasadzie równoprawny tekst literacki.

a teraz: zestawienie tekstów Marty, która każdemu z opowiadań poświęciła osobną notkę, a na koniec objęła swoim uważnym spojrzeniem antologię jako całość i jeszcze dołożyła wiersz (!). bardzo lubię pisanie Marty o literaturze, jednocześnie osobiste, ale wnikliwe i wyczulone na to, co tekst chce przekazać.

Schulz siedzi na ławce, pochwycony przez straż miejską (Weronika Mamuna, Zamiast wstępu)

Ująć w słowa tę gnozę (Anna Łagan, Księga wysypiska)

Opalizujące karczki i błękitne lotki (Aleksandra Stanisz, Leć)

Czas uczynić stal nożem (Oliwia Węglewska, Pokrzywa)

Ale to jest teraz moja historia (Tomasz Kozłowski, Miejsce poza czasem)

Słodycz cukru, słoność szynki i gorycz niewiadomego pochodzenia (Paulina Rezanowicz, Pensjonat)

przytupuję rytmicznie, kataryniarz gra, moje łono głośno śpiewa (Lena Dominiczak, Muślinowy dom)

chronić nóż przed ostrą krawędzią, chronić wodę przed chłodnym dotykiem (Jakub Rewiuk, Poczwarka)

teolog nie musi wiedzieć, czy temat jego pracy wciąż żyje (Piotr Niewiadomski, Śmierć Brunona Schulza)

Dziewczęce dorastanie w schulzversum (podsumowanie)

13 września 2025

poetyckość

Andrea Long Chu (będzie tu o niej kiedyś więcej) napisała recenzję The Emperor of Gladness, nowej powieści Oceana Vuonga. w środku: frapująca obrona prozatorskości.

Autor w końcu pogodził się chyba z faktem, że proza, w przeciwieństwie do poezji, obeschnie i umrze bez czytelnika, który będzie w stanie ją zrozumieć: nareszcie mówi do nas. Vuong twierdzi, że na początku zwrócił się w stronę poezji, ponieważ zapewniała mu ona poczucie "uścisku ręki na skórze", coś w rodzaju niejęzyka zdolnego dzięki aurze nieprzeniknioności wyrazić realne doświadczenie bycia niezrozumianym. Jednak ciężar osobności tak często przygniatał poetę, że zapomniał on – albo, co gorsza, zaprzeczył temu – że nawet homoseksualni imigranci z Wietnamu są zdolni do uniwersalnych przeżyć.

poetyckość w charakterystyce Chu jest indywidualistyczna, abstrakcyjna, nastawiona nie na zrozumienie, ale próbę przekroczenia granic języka, oddania tego, co niewyrażalne; tekst poetycki nie ma komunikować sensu, ale stanowić doświadczenie. prozatorskość natomiast jest komunalna, zakorzeniona w konkrecie i udramatyzowanym doświadczeniu, nastawiona na przekazanie treści.

jakoś tak mam ostatnio, że czuję się najbardziej prozaikiem numer 3, więc się nad tym zatrzymałam, żeby pokontemplować. lubię trzymać w głowie przeciwne impulsy, kiedy myślę o literaturze.

(polecam w ogóle lekturę całego tekstu, bo jest tam dużo przenikliwych i ciętych obserwacji i po prostu dobrze się czyta; ALC jest trochę jak rybołów, udatnie łączy lekkie pióro, głębię analizy i zadziorny pazur, myślę, że wielu krytyków chciałoby być takimi jak ona).

bo w ogóle odnoszę przemożne wrażenie, że ten rok upływał mi dotychczas pod znakiem jednania się z poetyckością: pytanie "weronika, dlaczego ty nie piszesz wierszy?" na dobry początek warsztatów;  nazwanie tego, co piszę, "poetyckim gore"; pytanie o poezję spekulatywną w podkaście. gdzie się nie pojawiłam, natychmiast mnie rozpracowywano – jestem niespełnioną poetką.

lubię poezję, ale wpędza mnie ona w nieśmiałość, zwłaszcza współczesna. wydaje się bardzo cool, a przy tym bardzo osobnicza, niezainteresowana porozumieniem z czytelniczką. tak więc okazjonalnie robię podejścia do lektury, ale nigdy za wiele sobie po tym nie obiecuję. znałam osoby, które były jak współczesna polska poezja, i obiecywanie sobie za wiele zawsze kończyło się katastrofą.

tyle o tym, jak widzę poezję innych; chciałabym teraz sobie rozpracować, czym poetyckość jest dla mnie. ostatnio pisałam o krytyce antysystemowej i wspaniale mi to wykrystalizowało ważny element mojej praktyki. może z poetyckością będzie podobnie.

pierwszym, co mi przychodzi na myśl, kiedy o niej myślę, jest lekkość. frazy krótkie jak wersy (w mojej głowie linijki wierszy są krótkie i postrzępione, sorry not sorry), przeskakujące od obrazu do obrazu, iskrzące na styku słów zestawionych w nieoczekiwany sposób. eliptyczność, niedopowiedzenie, zawieszenie. również swoboda, przyjemność czerpana z piękna języka, rozluźnienie frazy, literatura jako doświadczenie. wreszcie: odsłonięcie siebie, otwarta emocjonalność, ryzyko egzaltacji, sięganie po coś, co może okazać się bełkotem albo co gorsza krindżem.

gdybym miała podsumować, czym jest dla mnie poetyckość, w jednym obrazie: tańcem na linie. prozatorskość to przydatna rama pomagająca nie spaść. no ale czasami dobrze się jednak puścić i zatańczyć nad przepaścią.

08 września 2025

dedykacje

mogę mieć do ciebie prośbę? spytała ostatnio moja siostra. wspólnie z dziećmi szykowała się właśnie do przeprowadzki. nie masz pojęcia, jaką radość im sprawiło znajdowanie książek z dedykacjami od ciebie. rób tak nadal.

przypomniało mi się, jak podczas opróżniania domu rodzinnego gorączkowo szukałam mojej Pierwszej Książki: Baśni Andersena, który dostałam od babci na pierwsze urodziny. babci już nie ma; Baśnie leżą na półce w moim obecnym mieszkaniu. wertuję je od czasu do czasu, myśląc o jej dobroci, i o tym, jak te historie (oraz subtelnie groteskowe, surrealistyczne ilustracje Pauliny Garwatowskiej) ukształtowały moją wyobraźnię.

przestałam dawać dzieciakom książki po tym, jak w któreś święta usłyszałam: książki??? przecież ciocia wie, że ja lubię Lego... na szczęście wygląda na to, że książki jednak wróciły. miło jest pomyśleć, że może ktoś kiedyś będzie myślał o mnie, tak, jak ja o babci, wertując Kometę nad Doliną Muminków albo O krecie, który chciał się dowiedzieć, kto mu narobił na głowę.


07 września 2025

krytyka (anty)systemowa

"krytycy są sługami systemu", powiedziała w piątek na spotkaniu Olga Tokarczuk. jako przykłady systemu wskazywała akademię, ale też mody i trendy literackie, dominujące paradygmaty myślenia, które sprawiają, że teksty ocenia się raz podług takiej, raz innej kategorii. nie połączyła tych wątków, ale dużo mówiła też o protekcjonalizmie, jaki spotykał ją ze strony krytyków piszących recenzje czy prowadzących wywiady – być może krytycy mogą być również sługami systemów opresji.

(ponieważ trochę orbituję wokół kręgów fandomowych, trudno mi nie napisać, że jako system można widzieć również fandom – budowanie jego prestiżu, walka o uznanie wartości literackiej jego wytworów).

po wyjściu ze spotkania zaczęłam myśleć o możliwości krytyki antysystemowej: ikonoklastycznej, idącej wbrew instytucjom, modom, utartym sposobom myślenia. dobra krytyczka z jednej strony powinna starać się zrozumieć tekst literacki i przyjąć go na jego własnych zasadach, ale z drugiej strony: kultywować własny, osobniczy smak i etos, zgłaszać własne postulaty na temat tego, czym sztuka powinna być. taka krytyka niekoniecznie zjedna krytyczce wiele sympatii, ale taką właśnie najbardziej lubię czytać i taką chciałabym uprawiać.

pewnie dlatego tak wielką sympatią darzę krytyczki, które były w akademii, ale z niej odpadły.